Psi behawiorysta

Pracuję jako zawodowy trener i behawiorysta psów od prawie 20 lat. Przez ten czas dużo się zmieniło. Zacząłem jako dwudziestoparolatek i trener psów asystujących. Moja wypłata była uzależniona od ilości konkursów wygranych w PFRONie. Brakowało mi stabilności, a mój początkujący biznes trudno było nazwać rentownym. Do dziś pamiętam smutnych panów w ogrodniczkach, którzy w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu przyszli wyłączyć prąd. Moja droga zawodowa była długa, ale dzisiaj mogę śmiało powiedzieć “mam to”!

Moja pozycja na rynku polskiego szkolenia psów jest tak pewna jak pozycja Lewandowskiego na rynku międzynarodowego futbolu. 😉 Dziś nie stresuje mnie wizyta panów w ogrodniczkach. Dziś stresuje mnie to, czy inwestycja w nowy kurs, książkę, zmiany w strukturze firmy przyniosą wymierny efekt, czy nie. Jest to tak samo ekscytujące, jak obarczone stresem. Prowadzenie przedsiębiorstwa odnoszącego sukcesy w swojej branży to wyzwanie. Pod każdym względem – organizacyjnym, podatkowym, rozwojowym. Dziś ciąży na mnie o wiele większa odpowiedzialność. Mimo to, nie zamieniłbym tych wyrzutów kortyzolu na nic innego. Ale tak samo, jak pies mający problemy, musi znaleźć inne strategie niż agresja, aby poczuć się lepiej, tak samo ja musiałem nauczyć się sobie radzić ze stresem.

Kiedy wiosną 2020 roku rozwój naszego biznesu zaczął przyspieszać, zdecydowałem się na rozpoczęcie współpracy z coachem biznesowym. Na początku chciałem po prostu zobaczyć z czym to się je. Z czasem jednak nie mogłem się doczekać kolejnych spotkań. Dawały mi kopa do działania. Na spotkaniach opowiadałem o prowadzeniu biznesu, planach, przeciwnościach. Marek, mój coach, po prostu mnie słuchał. Pod koniec spotkania robił zestawienie tego, gdzie jestem, jak się czuję w pewnych sytuacjach, jakie stawiam sobie cele. Z początku nie wiedziałem po co on to robi, tym bardziej, że rzadko dostawałem konkretne wskazówki. Czekałem jednak na te spotkania z taką samą ekscytacją, jak szczeniaki pod salą Psiedszkola. 😉  Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, dlaczego mimo, że nie dostawałem zadań do wykonania, czułem się wzmocniony. Każde spotkanie umożliwiało mi konfrontację z samym sobą i ugruntowanie się w tym, kim jestem, gdzie udało mi się dotrzeć. Pokazywało mi moje mocne strony. Dowiadywałem się, jak dużo osiągam z miesiąca na miesiąc. Pokazywało mi, że moje pomysły są kreatywne, twórcze, rozwojowe. Przypominało mi też, gdzie byłem jakiś czas temu, a gdzie jestem teraz. W ciągłym natłoku zadań, terminów, wyliczeń i kalkulacji, negocjacji, często niełatwych rozmów ze współpracownikami, taka godzina dla mnie w moim biznesie, była bardzo bardzo ważna i niezbędna do budowania swojej pozycji z ugruntowanym poczuciem własnej wartości. 

Dziś – spotkania twarzą twarz z samym sobą to niezbędny element prowadzenia firmy. Tak samo jak rozmowy z naszymi managerkami. Wiem, że nie jest to wpis dla każdego. Bo ja jako dwudziestoparolatek nie pomyślałbym o tym, aby inwestować w trening w biznesie. Teraz wiem, że bez umiejętności spojrzenia na siebie i swój biznes z dystansu, inwestycję w rozwój kompetencji biznesowych, czasami kosztem bieżących rachunków… nie byłbym tu gdzie jestem. A jest mi tu dobrze. 🙂

Podziel się Facebook