Pies w nauce Psi behawiorysta

Od prawie 20 lat pracuję z psami problemowymi, czyli z takimi, które mają problem z zaadaptowaniem się – głównie społecznie – do sytuacji, miejsc, osobników, z którymi żyją lub z którymi dzielą przestrzeń spacerową. W zdecydowanej większości były to psy zachowujące się agresywnie. W tym czasie przeszedłem wiele dróg. 

Pies to skomplikowane stworzenie – tak jak człowiek.

Ci, którzy nas śledzą, wiedzą, że oprócz psa, żyję z ukochaną żoną – Zosią i dwójką naszych synów- 20-miesięcznym i 9-miesięcznym. Zosia po drugiej ciąży wpadła w depresję poporodową. Właściwie to razem znaleźliśmy się w tym punkcie. Zrozumiałem, że rodzina  to system naczyń połączonych. Działamy razem, wpływamy na siebie. Gdy jedna osoba ma się gorzej, kolejna, która akurat w tym momencie ma przestrzeń, aby dać jej pomoc, powinna aktywnie w tym uczestniczyć. Ja musiałem zatrzymać się, wysłuchać co mówi Zosia. Zrozumieć i przyjąć jej emocje. Nie raz czy dwa, ale setki razy. Gdy ona poczuła się zrozumiana, poczuła się bezpieczniej, lepiej, poprawił się jej nastrój. To nie Zosia miała problem, cała rodzina go miała. To był kryzys rodzinny i chciałem brać w tym czynny udział. Dobra, ale co to ma do psów? Właśnie bardzo dużo! U psów działają te same mechanizmy. Też chcą być słuchane i zrozumiane, gdy mają problem. Też potrzebują osób, które będą uregulowane i będą miały przestrzeń na pomoc. I na koniec potrzebują bardzo delikatnej i dopasowanej odpowiedzi z naszej strony. One nie powiedzą do nas słowem, one potrafią krzyczeć swoim szczekaniem. Spojrzenie na dialog z psiej perspektywy to według mnie droga do sukcesu. Ale, do tego musiałem dojść. A ta droga bywała i nieprzyjemna i trudna.

Moje pierwsze doświadczenia szkoleniowe  to szkoła tresury tradycyjnej. Używałem kolczatek, łańcuszków zaciskowych, byłem dość… brutalny wobec swoich psów. Wynikało to z przekonania, że powinienem sumiennie wypełniać instrukcje trenera. Echhh… Już wtedy, mimo odruchowego podporządkowania, czułem sprzeciw. Czułem się źle i po zajęciach przepraszałem moje psy. Starałem im się to wynagradzać. Po treningach zabierałem je na fajny spacer, bawiłem się z nimi, dawałem im smakołyki i przekąski “za nic”. Gdy około 2005 roku w Polsce coraz bardziej popularne były metody związane z nagradzaniem, od razu wiedziałem, że to zdecydowanie bardziej mój kierunek. Poczułem się naprawdę dobrze, gdy kilka osób pokazało mi, że można inaczej. Odczułem tak dużą ulgę i myślę, że wtedy narodziła się moja pasja i dążenie “by zrozumieć”.

Powoli szedłem w tym kierunku pracy z psem. Wzmacniałem reakcje „prawidłowe” tak, aby pies odczuwał przyjemność po danym zachowaniu. Zdarzało się też,  że pies tracił możliwość uzyskania korzyści, zachowując się w sposób nieakceptowalny. Strata polegała na zabraniu przyjemności. To znany wielu osobom schemat treningu z wykorzystaniem nagród. W szkoleniu, gdy pies czuje się bezpiecznie, takie działania mogą przynosić dobre efekty. Co w przypadku psów problemowych, np. agresywnych?

Słyszeliście pewnie o kontrwarunkowaniu. Załóżmy, że mamy psa, który szczeka na inne psy. Jeżeli psa w trudnych sytuacjach spotka dużo przyjemnego, powinien czuć się w nich lepiej. W tej sytuacji może być to danie najlepszego na świecie przysmaka, gdy pojawi się na horyzoncie inny  pies. Przysmaki wydajemy tak długo, aż pies nie zniknie z horyzontu. Kolejnym etapem byłoby wzmacnianie tylko tych zachowań, które chcemy widzieć częściej. Czyli wydajemy naszemu psu smaczki, gdy ten nie szczeka jak na horyzoncie właśnie pojawił się inny pies. Zachowania, za które spotkało go coś przyjemnego, teoretycznie powinny występować częściej w przyszłości. Teoretycznie –  bo w mojej praktyce to się nie sprawdziło. No dobrze, nie było tak źle. Czasami działało, a czasami nie. Rzeczywiście, z jednej strony udawało się nieco ograniczyć niechciane zachowanie, z drugiej zaś nie do końca pomagało psu poczuć się lepiej. Mogę powiedzieć, że w pewnym momencie trafiałem na barierę, której nie mogłem przejść, aby osiągnąć progres w terapii. Zawsze czułem, że to nie do końca to, co pomaga psu. Szukałem dalszych pomysłów na skuteczne działania pomagające psom z zachowaniami agresywnymi.

Teraz z perspektywy czasu wiem, że samo założenie było błędne, ponieważ gdy pracujemy z psem agresywnym, to jego celem nie będzie zeżarcie smakołyka, a jak najszybsze zdobycie poczucia bezpieczeństwa. Odczucie ulgi jest  tutaj kluczem, bo pies oceniany jako agresywny czuje się źle, czuje strach, frustrację, nie wie jak sobie poradzić z emocjami. A ja mu daję smakołyk. Coś tu z założenia nie gra. Pies  potrzebuje czuć się bezpieczniej, a ja mu wpycham żarcie, gdy zachowuje się „poprawnie”. Wrzuciłem to słówko w cudzysłów, bo to zachowanie jest poprawne w ocenie….. ludzi. Pies nie zachowuje się niepoprawnie, on najprawdopodobniej chce oddalić od siebie zagrożenie – innego psa czy człowieka. Chce jakoś wyładować nieprzyjemne odczucia. Trochę tak jak my – gdy znajdujemy się w trudniejszej sytuacji – krzyczymy, aby pozbyć się złości i frustracji związanej z tym, że ktoś nie rozumie jak się czujemy. Czy jest alternatywa? Oczywiście 🙂  Pies potrzebuje zrozumienia tak samo jak człowiek.  Zrozumienie jednak nie oznacza tego, że znam perfekcyjnie strukturę mózgu psa. Wiedza  może bardzo pomóc zrozumieć pewne procesy, ale zrozumienie psa to przede wszystkim dziesiątki tysięcy godzin z psami na placu, nie po to, aby je lepiej wytresować, ale przede wszystkim, aby je lepiej poznać. 

Poznawanie psów to cudowny proces, na który chciałbym Was otworzyć. Droga, którą przeszedłem pozwoliła dojść do punktu, gdzie czuję, że mogę skuteczniej pomagać psom, nie zasypując ich smakołykami, nie waląc ich prądem, nie szarpiąc ich, a starając się je zrozumieć. Być może pojawia się u Was pytanie – na czym to zrozumienie polega? Czasem na harmonizowaniu z psem i podążaniu tam, gdzie on idzie, a czasem na zablokowaniu go i pokazaniu innego wyjścia, gdy sytuacja może być zbyt trudna. Czasem jest to wspieranie psa, a czasem jest to postawienie na większą jego samodzielność i nie ingerowanie w jego zachowania. Czasem szukamy strategii, która może pomóc psu, a czasem czekamy, aby zobaczyć jakie strategie pies sam znajdzie. Czasem zbliżamy się do zagrożenia, pytając psa czy jest na to gotów, a czasem podejmujemy za niego decyzję o zmianie kierunku. Czasem wspólnie z nim obserwujemy sytuacje, a czasem siadamy i zajmujemy się czymś innym, bo nasz wzrok może być dla psa zbyt kontrolujący. Nie będę dalej wymieniał elementów, gdzie trzeba poznać psa, aby znaleźć to, co jest dla niego najlepsze. Dodatkowo ważne jest to, jak czuje się opiekun, bo to tak, jak u ludzi – gdy osoba jest zbyt zestresowana, nieuregulowana, to nie ma u niej przestrzeni na pomoc innej osobie. Psy znakomicie wyczuwają nasze emocje, więc ich na pewno w tej kwestii nie oszukamy. W każdym razie dziś staram się zrozumieć psa, staram się znaleźć to, co mu pomoże. Staram się empatyzować z psem oraz z jego opiekunem. Zastanawiam się czy i gdzie jest przestrzeń, aby pomóc opiekunowi. Na tym polega dialog. Na wysłuchaniu psich potrzeb i komunikatów. Na delikatnym i empatycznym wczuwaniu się w to, gdzie jest emocjonalnie nasz pies. Dopiero wtedy zaczynamy skutecznie pomagać psom, opiekunom i sobie.

Jeżeli doszliście do tego punktu, może tli się w Was iskierka odkrywcy psiego świata, może chcecie trenować psy zgodnie z naszym podejście. Może chcecie być behawiorystami pracującymi w oparciu o nasze standardy. Zapraszamy na nasze szkolenia trenerskie a w dalszym etapie na kurs behawiorysty. Być może po przeczytaniu tego tekstu, myślicie, że to dobra droga rozwoju dla Was.

Podziel się Facebook